czwartek, 2 lipca 2009

Życie


Tak sobie i myślę i dochodzę do wniosku, że temu naszemu nowoczesnemu życiu brakuje Życia. Właśnie tego Życia pisanego przez duże „Ż”. Ktoś by pomyślał, że jadę jakimś niepotrzebnym patosem. Myślę, że jednak nie w tym miejscu. To czemu ta cywilizacja w coraz większym stopniu ulega to paranoiczne przewrażliwienie na punkcie bezpieczeństwa. Ślepa wiara w to, że bezpieczeństwo, wygoda, dostatnie (dostatnie materialnie) życie to to, czego najbardziej potrzebuje człowiek, (w wersji dla liberałów – jednostka). W sumie wypadałoby, pisząc o tym używać tej „jednostki”, bo dzieje się to w wyniku tego liberalistycznego bajdurzenia, ale że liberałem nie jestem, ani dla liberałów nie pisze, więc pozostańmy przy „człowieku”.

Tak więc, jakie musi być dobre auto? Szybkie? Gdzież tam – musi być przede wszystkim bezpieczne. To samo żywność – smaczna? No tak, ale pod warunkiem, ze jest bezpieczna. Apartamentowce, które się buduje również mają ta podstawową zaletę, że są bezpieczne i znajdują się w bezpiecznej okolicy. Skutkiem przyznania nam piłkarskiego Ojro, będzie to, że wreszcie „polscy kibice” będą mieć bezpieczne stadiony. Bezpieczne kredyty, wakacje, emerytury, lakiery do włosów, autostrady i papki dla niemowląt to norma, na która prawie nikt już nie zwraca uwagi.


Ta zbiorowa histeria świetnie dała się zauważyć całkiem niedawno, kiedy pojawiła się tzw. świńska grypa – w powszechnej opinii zarówno ekspertów, jak i zwykłych lemingów, bardzo niebezpieczna. Oczywiście mało komu cokolwiek się stało, ale „ryzyko było wysokie”.

***


Liberalizm ma nam zagwarantować nowy, lepszy świat.. Świat bez wojen, konfliktów, gdzie każdy człowiek, korzystając ze swojego grubego portfela, będzie się czuł bezpiecznie, a wszyscy się będą nawzajem kochać. Żeby ten stan osiągnąć produkuje się bezideowego leminga, bezideowego po to, bo gdyby miał jakieś poglądy i wierzył w coś poza kultem pieniądza i bezpiecznej dupy, to jeszcze mógłby robić coś tak paskudnego jak walczyć o to. Teraz samo pojecie „walki” ma już wydźwięk zdecydowanie negatywny – walczyć mogą co najwyżej piłkarze na boisku, w najlepszym wypadku pedały o swoje „prawa”, ale przecież to konieczne.

Jednym z elementów tej mentalności jest totalnie ślepa wiara w jakąś zbawienna moc prawa. Liberałowi wydaje się, że jak coś napisze na papierze i zadekretuje jako prawo, to już tylko z tego powodu stanie się to rzeczywistością. Rezultatem jest to, że stosunki międzyludzkie mają w coraz większym stopniu charakter układów prawnych, japiszony mają coraz mniej przyjaciół i znajomych, a coraz więcej „współpracowników”. Tu wylewa się ta nędza tego sposobu myślenia.

Myślenie to nie zakłada czegoś takiego jak Honor, który byłby ważniejszy niż wygodny fotel. Taki japiszon, gdyby go zwyzywać na ulicy, co najwyżej zadzwoni na policję albo w ogóle sobie pójdzie jak gdyby nigdy nic, ciesząc się żałośnie, że wszystko gra, bo nie stracił komórki.

To tchórzostwo, nazwijmy je sobie prywatne, ma przełożenie również na postrzeganie życia społecznego i świata w ogóle. Niech minister spraw zagranicznych jedzie do Brukseli i przeprasza cywilizowaną Europę za to, że w ogóle istniejemy, a nie twardo broni polskiej Racji Stanu. Po co się kłócić, szarpać nerwy, jeszcze ktoś powie, że „nie dorośliśmy do Europy” i trzeba będzie tego polactwa znowu się wstydzić. Zero jakiejkolwiek dumy z własnej tożsamości, za to zupełnie bezkrytyczne przyjmowanie wszystkiego co płynie coraz szerszym strumieniem z Zachodu. Wildstein ostatnio pytał, czy choć formalnie uzyskaliśmy niepodległość, to czy jako naród posiadamy podmiotowość. Temat z pewnością na osobny wpis, ale z odpowiedzi na pewno nie było jak się cieszyć.

Nasuwa mi się też na myśl pytanie - czy możliwe było by dzisiaj coś takiego jak sławne przemówienie Becka w Sejmie 5 maja 1939 w obliczu niemieckiego zagrożenia? Czas polityków, którzy powołują się na Honor jest już jednak chyba za nami. To jest właśnie dramat tej cywilizacji. Rezygnujemy z wartości na których została zbudowana, kastruje się to co było w niej najlepsze.

***


Gdzie jest Życie? Na trybunach jest Życie! Przynajmniej jeszcze na razie, choć lemingi coraz głośniej domagają się, aby móc bezpiecznie i kulturalnie kibicować, a system wydaje się być coraz bardziej zdeterminowany, żeby ich pojękiwaniom uczynić zadość, „młodzi, wykształceni” mają przecież pieniądze, pop-corn i cola to będzie świetny biznes. Robi się ludziom wodę z mózgu, głosząc, że na mecze chodzi się po to, aby oglądać jak dwudziestu dwóch facetów biega za piłką. Nie po to, na pewno to nie jest najważniejsze dla tysięcy chłopaków, ale także i dziewczyn, którzy przychodzą na swój stadion, a dziennikarz, który twierdzi, że ktoś kto myśli inaczej nie jest „prawdziwym kibicem”, nie jest dla mnie prawdziwym dziennikarzem. Wszystkie te Stece, które nie mogą tego przeboleć, nie zdają sobie sprawy, że to być może jeden z tych wentyli bezpieczeństwa, które utrzymują im ten system w dość w sumie znośnym stanie.


Na razie tyle.

Pozdrawiam.

5 komentarzy:

  1. Słusznie powiedziane że stosy papierków regulują stosunki międzyludzkie. Rzeczywiście, biurokracja w naszych czasach jest czymś co nam towarzyszy na każdym kroku. Niestety nic tego nie zmieni. Co do walki, o której wspomniałeś, uważam że chyba to dobrze, gdy społeczeństwo globalne jest bardziej "pokojowo" nastawione, niz miało to miejsce kilka pokoleń wczesniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. @ Venaja

    Na pewno ciężko jest ten proces odwrócić albo co najmniej zatrzymać, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy jednak sypać piachu do tej biurokratycznej maszyny. Może rzeczywiście "tak musi być", ale wierzę, że życie też ma swoje prawa i w końcu się upomni o swoje, a cały ten system runie razem z fundamentami. Pewnie to już nie będzie na naszych oczach, ani nawet na oczach naszych dzieci (z jednej strony szkoda, z drugiej może to jednak i lepiej). Jak dla mnie ta cywilizacja postępując w ten sposób zmierza wprost nad przepaść.

    A walka? Nie chodzi mi o żadne awanturnictwo czy coś w tym rodzaju, ale o zdrowe odruchy w momencie zagrożenia czy walkę o coś co się uważa za słuszne. I słuszne dla nas - dla Ciebie, mnie, ludzi z którymi realnie żyjemy i jesteśmy związani, a nie w imię jakiegoś "społeczeństwa globalnego", którym liberalizm mydli nam oczy, a co w dużej mierze jest po prostu fikcją. Bo czy tak naprawdę jesteśmy jakoś związani z górnikiem w Chinach czy hodowcą buraków w Peru? Ta cała "ludzkość" to szereg bardzo zróżnicowanych grup (od języka, obyczajów, wyznawanych wartości po realne interesy każdej z nich). Pokój oczywiście tak, ale nie jest to wartość w żaden sposób nadrzędna, jeśli ktoś próbuje narzucić nam coś co nie jest dla nas korzystne, trzeba umieć powiedzieć "Nie".

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Subskrypcja dokonana, a i obserwuję blog w ramach Bloggera. Pozdrawiam
    Piotr Wójcicki

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Piotr

    Miło. Robię to samo.

    OdpowiedzUsuń