niedziela, 7 marca 2010

Haitańskie wypadki, czyli po co komu państwo

„Rzeczpospolita” donosi o dalszej gehennie na Haiti. Sytuacja tam wciąż jest bardzo zła: ludzie nie mają gdzie mieszkać, brakuje żywności i wody pitnej, po wyspie grasują przestępcy i zwykli mordercy. Zresztą wydarzenia te dość żywo opisywane są także przez pozostałe media, nie widzę więc potrzeby, żeby powielać te informacje. Wydaje mi się za to, że warto zwrócić uwagę na nieco inny wymiar haitańskiej tragedii, który dotychczas nie zafunkcjonował w tym, co piszę się o sytuacji na wyspie.

Mianowicie, na Haiti upadło państwo. Upadło całkowicie. W jednej chwili, razem z budynkami, mostami i drogami zawalił się na Haiti system sprawowania władzy. Przestały być wykonywane podstawowe funkcje do których powołane jest państwo: egzekwowanie prawa, zabezpieczanie porządku społecznego, zarządzanie publicznymi sprawami, o takich rzeczach jak świadczenie opieki medycznej, dostarczanie choćby energii elektrycznej do domów czy świadczenie edukacji nawet nie wspominając. Rozpadły się instytucje państwowe, policja wojsko, administracja publiczna. Na karaibskiej wyspie zapanował hobbesowki „stan natury”.

Żeby nie owijać w bawełnę i nie silić się na uczone dysertacje: Haiti powinno być osikowym kołkiem wbitym w serce anarchizmu. Pewnie by było, gdyby lewica brała rzeczywistość na serio i wyciągała z niej jakieś wnioski. Haiti pokazuje jak słabe są wszelkie abstrakcyjne konstrukty w konfrontacji z twardą materią rzeczywistości. Pryska tu jak bańka mydlana cała lewicowa antropologia, podpierana koncepcjami Rousseau, zakładającymi, że człowiek jest z natury dobry, a całe zło na świecie pojawiło się wraz z nastaniem opresywnego państwa. Widzimy gdzie Hobbes, a gdzie Rousseau.

Brak państwa to coś strasznego. Wiedzą już o tym Haitańczycy. Człowiek potrzebuje reżimu, bo wyrwie dziecku ostatnią butelkę z wodą, albo okradnie sąsiada z tego, na co pracował całymi latami. Nie każdy, ale do tego, aby z ziemi uczynić piekło wystarczy niewielki procent. Na Haiti obudziły się pierwotne instynkty, których nie da się po prostu zagadać, jakby chcieli to zrobić niektórzy.

Utopijność anarchizmu ma też drugi wymiar – może on zaistnieć, ale tylko na krótko. Jak wiadomo na wyspie wylądowali Amerykanie. Wylądowali, żeby nieść pomoc, zaprowadzić porządek, podnieść z gruzów kraj. Zapewne tak się stanie, spora pomoc została już przecież Haitańczykom udzielona, z pewnością ta amerykańska wizyta wyjdzie wyspie na dobre, tyle, że, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, sprawa nie jest tak prosta, jak wynikałoby to z oficjalnych komunikatów dla agencji prasowych.

Warto zwrócić uwagę na reakcję Francji, która przecież przeciw amerykańskiej tzw. akcji humanitarnej protestowała. Zrobił się międzynarodowy cyrk z przedstawieniem pt. Kto bardziej przestrzega praw człowieka i kto bardziej pomoże Haiti? Francuzi żądni wypełniania ludzkich praw protestowali wobec uniemożliwiania im tego przez Amerykanów. Można uznać, że to po prostu tak szlachetny naród, iż gotów jest wszczynać międzynarodowe awantury, po to, by móc nieść pomoc potrzebującym, albo – trochę mniej idealistycznie i chyba co nieco obrazoburczo – że po prostu w tym niesieniu pomocy jest jakiś interes.

Trochę to co prawda potrwa, ale koniec końców państwo haitańskie i jego gospodarka zostaną poskręcane na nowo i postawione na nogi. Dopomogą w tym Amerykanie. Chodzi natomiast o to, że do amerykańskich śrubek powkręcanych na Haiti będą pasować tylko amerykańskie śrubokręty. Amerykanie już zapowiedzieli,  że ich obecność potrwa co najmniej kilka lat. Śmiem jednak twierdzić, że dłużej, oraz, że wyspa zyska wcale niezłą bazę wojskową.

Nie mam tego Amerykanom za złe i nie mam zamiaru psioczyć tu na „amerykański imperializm” i tego typu rzeczy. Takie są prawidła geopolityki. Upadek wyspiarskiego państwa wytworzył polityczną próżnię, która musiała zostać przez kogoś zapełniona. Albo własne państwo albo obcy zarząd. Tertium non datur. Zresztą Haitańczycy i tak wyjdą na tym na dobre, bo po komu przecież niepodległe państwo, jak nie ma co jeść, ani gdzie spać? Gdyby natomiast ONZ miałaby to wszystko realizować, dopiero teraz pewnie płynęłyby na Haiti pierwsze kontenery. Jeśli przesadzam to z pewnością niewiele.

Upadek Haiti ujawnił nam kilka elementarnych zasad rządzących polityczną rzeczywistością. Na chwile ukazała się cała ta maszyneria i sprężyny wprawiające w ruch polityczne figury, na co dzień skrywane pod liberalistycznymi frazesami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz