poniedziałek, 3 sierpnia 2009

- Gdzie idziesz? - Przed siebie.

Stwierdzenie, że światem rządzą lewacy (Żydzi, masoni) jest tak naprawdę w swej istocie stwierdzeniem bardzo optymistycznym, bo oznacza, że lewaków ( Żydów, masonów) można by najzwyczajniej w świecie z tej uprzywilejowanej pozycji usunąć i wstawić tam swoich ludzi. Sytuacja staje się dużo bardziej poważna, gdy dojdziemy do wniosku, że rola człowieka w kierowaniu ogółem zjawisk i procesów jest zdecydowanie ograniczona, sam zaś człowiek jest raczej jednym z elementów przyrody i to raczej jej przedmiotem, a nie podmiotem.

W ogóle śmieszne wydają mi się stwierdzenia zakładające, że można to wszystko „wziąć za mordę” i pokierować po swojemu. W sensie: żeby naprawdę rządzić, tj, wpływać na procesy społeczne i na mentalność ludzi, a nie ograniczać się do płytkiej administracji polegającej na rozstrzyganiu czy maksymalna prędkość w terenie zabudowanym ma wynosić 50 czy 60 km/h. Bardzo popularne wydaje się być przekonanie, że wszystko co złe na świecie to wina człowieka: jego błędy na władczych stanowiskach, źle skonstruowany system, złe intencje. Pogląd ten wyrasta tak naprawdę z oświeceniowego antropocentryzmu, na którym opierają się wszystkie wizje budowy „nowego świata” poubierane w różne ideologie. Jest zatem lewicowy, choć niestety nie obcy w środowiskach określających się jako prawicowe czy nawet reakcyjne. Najjaskrawszym przykładem są tu monarchiści ze swoją monarchią. Ustrój tak naprawdę ma znaczenie drugorzędne, a sam jego zmiana nie rozwiąże ani jednego problemu.

Tak więc, decydujący wpływ na kształt rzeczywistości mają przede wszystkim procesy społeczne, takie jak emancypacja stanu trzeciego, powstanie „stanu czwartego”, a więc pojawienie się mas robotniczych, emancypacja kobiet czy w tej chwili narodziny i rozrost kultury gejowskiej. To te procesy rozkładały potężne aparaty państwowe, a nie na odwrót!
Pytanie teraz idzie o to czy coś tymi procesami steruje, a jeśli tak to co? Kluczowym wydają się tu być dwie kwestie, w zasadzie powiązane ze sobą: rozwój technologiczny i system gospodarczy. Rzeczy, które zmieniały rzeczywiście oblicze całych społeczeństw to wynalazek druku, powstanie wysoko nakładowej prasy, wynalezienie łączności radiowej, XX- wieczna informatyzacja. Nie było to skutkiem żadnej ideologii, przeciwnie – dopiero umożliwiło ich powstanie i zafunkcjonowanie.

Postęp technologiczny jest faktem i nie mam zamiaru go negować. Natomiast zupełnie czymś innym jest postęp jako idea, który służy liberałom, bądź socjalistom do nagabywania kolejnych baranów do stada, to „kroczenie naprzód” ludzkości. Znamienne jest to „naprzód” – ludzkość w świetle tej teorii nie zmierza w żadnym konkretnym kierunku, nie stoi przed nią żaden wyznaczony cel, który należy osiągnąć, po aby w końcu odpocząć i cieszyć się życiem. Idziemy „przed siebie”.

Można oczywiście tak sobie rozmawiać o postępie, cieszyć się pod warunkiem tylko, że nie zna się i nie operuje pojęciem prawa naturalnego. Żelazne prawa przyrody sprawiają, że wraz z postępem (technologicznym) konstrukcja społeczna zaczyna się w coraz większym stopniu odrywać od tego co podyktowała nam apodyktycznie przyroda. Skutkiem ubocznym kapitalizmu jest nowy typ człowieka: filister-indywidualista, przewrażliwiony na punkcie swojego bezpieczeństwa, nad wyraz ceniący spokój, wygodę, komfort, dobrobyt, cały czas z pełnym brzuchem, więc spokojny i nie agresywny. Tyle, że wobec wroga zupełnie bezbronny. Nie chodzi nawet tępą siłę fizyczną – bezbronny jest swoją niepłodnością wobec rozmnażających się gwałtownie Arabów czy Chińczyków. Bezbronny jest swoim przeintelektualizowaniem, kiedy uważa, że na wszystkie pytania musi odpowiedzieć i wszystko tolerować.

Jest on produktem cywilizacji (tak pojmowanej jak pojmował ją Spengler, a więc jako dopełnienie i zmierzch kultury). Zatraca zupełnie instynkt, coraz bardziej wszystko racjonalizuje, ceni sobie „wolność”, więc konstruuje „wolnościowe”: demokrację liberalną i kapitalizm. Jakość odchodzi wypierana przez liczbę – to właśnie nacisk na ekstensywność jest charakterystyczny, wraz ze swoim przyjściem cywilizacja początkuje proces zwielokrotniania „produkcji”, tyle, że czym więcej produkuje, tym mniej jest to wartościowe i tym bardziej pozbawione duszy. Następuje stopniowe wyjaławianie z metafizyki.
Coraz bardziej znaczącą rolę w takiej sytuacji zaczyna odgrywać pieniądz. Przestaje z czasem być tylko ekwiwalentem jakiegoś dobra i sposobem, który miał jedynie ułatwiać życie, staje się zaś wartością samą w sobie, podporządkowując sobie kolejne obszary życia. Zyskowność jest coraz bardziej znaczącą kategorią oceny rzeczywistości.

Nie chodzi mi o to, żeby to jakoś drastycznie zmieniać, w sensie: robić jakąś rewolucję i tego typu rzeczy, bo nie ma raczej na dłuższą metę innej możliwości niż mariaż któryś awatarów demoliberalizmu i kapitalizmu. Na pewno nie w Europie i nie teraz. Tyle, że ten hurraoptymizm postępu jest zupełną ułudą, należy sobie zdawać sprawę, że każda zmiana społeczna jest tylko kolejną zmarszczką na twarzy cywilizacji, która bynajmniej nie odmładza jej i nie nadaje jej wigoru, a wręcz przeciwnie.
Najnowsze „Arcana” drukują świetną ankietę na temat mediów – czy pożarły już ostatecznie politykę, kto nimi rządzi, czy istnieje przestrzeń publiczna poza nimi? Marek Has stawia tezę, że ten hurraoptymizm jest niezbędny do utrzymania całego systemu. Powodem ma być stale rosnąca podaż pieniądza na rynku, nie będąca w zależności z przyrostem dóbr na rynku swobodna kreacja kapitału. Jego pokryciem na rynku staja się zobowiązania kredytowe, a więc obietnice przyszłych dóbr. Ich coraz większa ilość przesuwa ten optymizm coraz dalej w przyszłość.

Tak więc, coraz większa rolę jako czynnik władczy zaczyna odgrywać pieniądz, idee natomiast tracą na znaczeniu. Ciekawym jest pytanie w jakim stopniu dajmy na to TVN jest lewicowy, a w jakim po prostu koniunkturalny? Obecnie ostatnią instancją oceny medium jest zysk, cała ta lewicowa otoczka obliczona jest pozbawienie społeczeństwa naturalnych barier, które powodują, że czegoś mógłby nie kupić albo kupić mniej. Interesy koncernów medialnych i producentów są tu tożsame – jedni zarobią na reklamach, drudzy na sprzedaży. Gra idzie zatem o to, żeby „rozmiękczyć” społeczeństwo, usunąć tkwiące w nim normy, które mogłyby działać hamująco. Z oczywistych powodów służy do tego „wolnościowa” ideologia lewicowa. Propaganda w starym stylu, tak jak uprawiała ją Wyborcza, wydaje się stawać przeżytkiem, co pokazuje spadający nakład.

Smutne to oczywiście, że tym decydującym czynnikiem staje się zysk. I to zysk zależny od upodobań masy, a więc pociągający za sobą zwulgaryzowanie, płytkość, strywializowanie, schlebianie najniższym instynktom, odrzucenie tradycji i norm społecznych. Takim ten świat się staje, wy nie wierzcie kapłanom postępu, że będzie tylko lepiej! Oni mają żywotny interes, aby tak mówić. Nie ma żadnego new order, nie pojawili się, aby Wam coś dać, chcą jedynie zabrać!
Optymizmu wiele w tym nie ma, ale – jak napisał Spengler – optymizm to tchórzostwo.

5 komentarzy:

  1. A nie pomyślałeś drogi lIBERALE że nasza cywilizacja (a przynajmniej jej część), chce zatrzymać tą tramwajke która jedzie, i to z coraz to większa predkością a przy tym trzeba jeszcze bardziej smarawać!! Zobacz (OO) Twój pra pra pra pra dziadek ten który ścigał sie z tyronozaurami próbujac upolować ćos do zjedziena całe swoje życie poświecił po to żeby mu w brzuchu nie burczalo. - A dzisiaj- dzisiaj to wystarczy że popracujesz kilkanaście godzin w miesiścu i juz nie burczy Ci w brzuchu! Wiec pytam się czy każdy musi jechac w tej rozpendzonej tranwajce i brać udział w tej walce która prowadzi do "rozwoju" który wy prawicowcy tak bardzo piętnujecie!! A moze to juz ten czas w którym ludzkość może w końcu odsapnoąć i powiedzieć- ok idziemy na emeruture. Uhh no właśnie "Gdzie idziesz? - Już nigdzie"

    OdpowiedzUsuń
  2. Od leberałów proszę mnie nie tu wyzywać. Piszesz o pracy - dla mnie pojęcie pracy dzisiaj jest już zupełnie czym innym niż było kiedyś. Teraz w znacznej mierze sprowadza się do "produkcji", mechanicznego zarabiania pieniędzy, tylko po to, żeby nie być w ogonie tego całego wyścigu do sklepów. Brak tu miejsca na wychowawczą, kształtującą rolę pracy, na to, że może ona pozwalać człowiekowi się realizować, że człowiek może być szczęśliwy, że coś robi i robi to dobrze. Nawet te całkiem "małe" rzeczy. Jakoś to wszystko ucieka w tym naszym kapitalizmie.
    Zakładanie natomiast, że praca się kiedyś "skończy", że nie będziemy musieli pracować to już sam Marks i dla mnie to jest cholerne naiwne. Ale tak samo z ww. powodów nie pożądane.
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero to przeczytałem. Widzę, że ktoś poza mną też ma coś do powiedzenia na temat Spenglera. Fajnie!

    W ogóle to znakomicie piszesz.

    (Trochę się tylko niepokoję... Wiesz czym, ale to nie w tym tekście. ;-)

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś coś tam żem pisał o Szpeniu, choć raczej bez żadnych fajerwerków. To akurat nawet chyba pisane jak go nie znałem jeszcze, heh.

    Kiedyś do tego pewnie się jeszcze wróci.

    O ten PiS chodzi? Ja tam jednak widzę sporo mankamentów. I w partii, i w samym Kaczyńskim. Zresztą świetnie to widać w tej dzisiejszej pisowskiej autodestrukcji. To nie jest tak, że wystarczy być dobrym patriotą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy o to, że na brukselski żołd pójdę? :-D

    Nie wybieram się raczej. Ale to tez nie jest tak, że kto się za to bierze to od razu jest be. Są tam ludzie od nas którzy robią dobrą robotę.

    OdpowiedzUsuń