wtorek, 11 sierpnia 2009

Kościół Katolicki, a ponowoczesność

Ciężko jest być konserwatystą czy nacjonalistą. W zasadzie cała ta walka z wiadomymi siłami coraz większym stopniu przypomina jakieś wkładanie co pewien czas kija w szprychy, a nie walkę dwóch przeciwników na równych zasadach. Nie żebym płakał, że „mało mamy demokracji” czy coś w tym stylu, bo do tego cynicznie przyzwyczaił nas przeciwnik, ale o to właśnie chodzi, że „zwiększanie ilości” tej demokracji, polega na czymś dokładnie odwrotnym. W sumie po części rozumiem tych lewaków, skoro twierdzą, że mają rację to logiczna tego konsekwencją jest to, że tych, którzy racji nie mają będą chcieli jakoś „wykolegować”. Tyle, że robi się to w dość ohydny sposób, prezentując – sorry – przygłupiej widowni cały ten niby demokratyczny teatrzyk.

Można by powiedzieć – używając języka młodych (to wobec zarzutu, że prawica nie „otwiera się” wystarczająco na ludzi młodych) – że jesteśmy w ciemnej dupie. Te całe 200 lat wstecz to tak naprawdę pasmo mniejszych czy większych porażek prawicy. Konserwatyzm przegrywa walkę w zasadzie na każdym polu: polityka, kultura, życie religijne czy wizja społeczeństwa to sfery albo przebudowane przez lewactwo od nowa, albo w ogóle zanegowane. Partiami prawicowymi dzisiejszej zachodniej Europy w rodzaju Partii Konserwatywnej w Wielkiej Brytanii czy francuskiej UDF można by straszyć w sennych wizjach wcale nie ortodoksyjnych konserwatystów sprzed stu lat. Cały dyskurs polityczny przesunął się tak bardzo na lewo, że gdyby przyłożyć do tego konserwatyzm par excellence jako doktrynę polityczną to musiałoby się okazać, że w rzeczywistym życiu politycznym mamy do czynienia z lewicą i umiarkowaną lewicą, którą się staje nieuchronnie koncesjonowana część prawicy po dopuszczeniu do realnej (parlamentarnej) polityki.

Żyjemy w świecie, w którym dawne formy leżą rozsypane jak stłuczone szkło. Nadszedł czas nowego „hellenizmu”, epoki, w której wyjałowiona ziemia cywilizacji zachodniej rodzi tylko karykatury dawnych idei. To co mam na myśli od początku pisania tego tekstu to rola, a także chyba powinność w całej tej skarlałej rzeczywistości Kościoła Katolickiego. Jest to instytucja, która – w porównaniu do innych – zachowała się w dość w sumie znośnym stanie, a już na pewno całkiem znośnym do momentu Vaticanum II.

Żeby nie przedłużać: Kościół dla każdego komu dawny porządek rzeczy jest choć w jakimś stopniu drogi jest czymś w rodzaju drogowskazu, punktu orientacyjnego do którego zawsze można powrócić mając pewność, że będzie tam gdzie był zawsze. Rodzajem latarni morskiej, którą się widzi z najodleglejszych miejsc wędrując po rozciągłym świecie. Dla wielu jest czymś w rodzaju azylu, gdzie można się schronić razem z tym w co się wierzy, nie będąc nazywanym oszołomem. Jest jedynym miejscem, któremu los powierzył powiernictwo nad Tradycją, choć to żywa część jej samej. Bez stałego oparcia w postaci tradycyjnego Kościoła właściwie żaden konserwatyzm nie będzie możliwy. Stanie się tak samo relatywny jak wszystko inne i popłynie w rewolucyjnym nurcie przemian społecznych.

Znaczący wydaje się tu być stosunek konserwatyzmu rewolucyjnego do Kościoła. Pogląd zakładający zmienność form na przestrzeni dziejów i z tą zmiennością się godzący za jedyną formę, która „musi” trwać niewzruszona uznaje właśnie Kościół. Jego niebagatelną rolę dostrzega też wielu ateistów, żeby wspomnieć choćby prof. Wolniewicza. Sobór Watykański II był przykrym błędem Kościoła. Źle by się stało, gdyby dalsze zmiany miały nastąpić w przyszłości. Każde nowinkarstwo jest tutaj szkodliwe, bo doprowadzi do upłynnienia całej doktryny, a wraz z nią poślizgu nabierze cała konserwatywna aksjologia. Hierarchia kościelna nie może godzić się na żadne kompromisy z rzeczywistością.

I po prostu niedobrze mi się robi kiedy widzę jak abp Życiński firmuje kościelnym autorytetem przedsięwzięcie pt. „Przystanek Woodstock”. Tak samo rzecz się ma jeśli chodzi o wypowiedzi Życińskiego odnośnie gejów. Zresztą co tu dużo się rozpisywać – wiadomo powszechnie jakie poglądy ów hierarcha reprezentuje. Wpisuje się to oczywiście w szerszy trend, który sprawia, że chociażby w Szwecji związek homoseksualny dwóch pastorów jest zupełnie normalny. No, u nas na razie nie ma takich liberalnych fajerwerków (strach pomyśleć co by było gdyby kościół szwedzki należał do KK), za to mamy tych swoich kilku Życińskich, których, uważam, że tak samo powinniśmy temperować.

Poza tym wszystkim Kościół pełni role naturalnej bariery ochronnej, czegoś w rodzaju układu immunologicznego społeczeństwa przed lewacka zarazą, dla wielu ludzi jest światopoglądowym kręgosłupem – jeśli on padnie, będziemy mogli rozejść się swobodnie do domów.



Dokument Frondy "Postęp po szwedzku":





1 komentarz:

  1. też trochę obserwuję ,,postęp" w Szwecji, o pastorze z trzeciego filmiku słyszałam. Kościół Katolicki w Polsce jest rzeczywiście jakąś ochroną przed tymi chorymi rzeczami, jakie się dzieją np. w Szwecji. I choć samemu KK miałabym dużo do zarzucenia i nie należę do niego, z tej jego roli cieszę się, i z tego, że mieszkam w Polsce.

    OdpowiedzUsuń