1.
Mamy chyba jako ludzka rasa kolejny poważny problem. Po dziurze ozonowej, globalnym ociepleniu, różnych epidemiach i pandemiach zza winkla wyłonił się kolejny wróg. Tym razem na imię mu chmura pyłu i tak samo jak jego poprzednicy czyha na życie i bezpieczeństwo obywateli wielkich miast, którzy w niczym mu nie zawinili, a chcą jedynie w spokoju konsumować.
Jest coś charakterystycznego w tym wszystkim. Gdzieś daleko, tysiące kilometrów stąd wybucha jakiś wulkan i doszczętnie paraliżuje życie współczesnego człowieka. Wszyscy rozmawiają o wydobywającej się z niego chmurze, wszyscy się chmury boją, chmura nie schodzi z pierwszych stron gazet. Choć na dobrą sprawę nikt żadnej chmury nie widział na własne oczy. Znana jest, tak samo jak inne współczesne zagrożenia, z doniesień medialnych. Tak samo jest nieuchwytna dla konkretnego człowieka, zagrożenia tego nie można zobaczyć, ani dotknąć, nie ma ono swojej istoty, czegoś co można jasno wskazać – tu jest, a tutaj go nie ma i tutaj jesteśmy bezpieczni. Wisi ono gdzieś nad nami, w zasadzie nie wiadomo gdzie. Coś jak swego rodzaju metafizyczna siła, wypełniająca przestrzeń, zdolna skarcić bez skrupułów śmiałków, którzy zdecydowali by się rzucić jej wyzwanie.
Chmury nie można zobaczyć, w chmurę trzeba uwierzyć. Kto wie – dzisiaj jeszcze chmura, jutro już być może Chmura... Biada temu, kto jak Tomasz Apostoł wątpiłby i chciałby sprawdzić własnym palcem!
:-)
2.
Te dzisiejsze tzw. społeczeństwo globalne potrzebuje zagrożenia skrojonego na swoją własną globalną miarę. O globalnym znaczeniu, globalnej sile rażenia i globalnych skutkach. Nie ma już znaczenia czy mieszkasz w Krakowie czy Lizbonie, chmura dosięgnie cię wszędzie.
Nie twierdzę bynajmniej, że ktoś tam, w zaciszu gabinetów umiejscowionych na najwyższych piętrach tych wrogów nam w sprytny sposób planuje. Zresztą zabrzmiało by to pewnie obrazoburczo. Żeby nie powiedzieć heretycko... To chyba cos znacznie poważniejszego i głębszego. Takie przynajmniej mam wrażenie. Powszechny dobrobyt, powszechne prawa człowieka, powszechne wirusy, powszechne chmury... Jakoś układa mi się to w głowie w jedną całość.
Żeby dopatrzyć się zagrożenia coraz częściej musimy spoglądać w niebo.
4.
Najbardziej konkretna jest rozmowa dwóch osób. Kiedy jest ich już kilka temat często się rozmywa. W większym gronie z reguły ciężko coś ustalić. Najwyższy poziom ogólności jest chyba na posiedzeniach ONZ, gdzie prawi się wyłącznie puste frazesy.
Widać, że podobnie jest z wrogiem – od konkretnego zagrożenia konkretnych jednostek, przez coraz trudniej definiowalne grupy, po zagrożenia dla ludzkości, o których nie wiadomo tak naprawdę czym dokładnie są, nie wspominając nawet o jakimś bezpośrednim z nimi kontakcie.
5.
Obywatele Imperium Mundi będą patrzyć tylko w niebo. Gdyby zaczęli na powrót spoglądać na siebie Imperium nie mogło by istnieć i rozpadło by się.
Tak więc jedni gadają w kółko o chmurach, innych dalej jakoś dziwnie cieszy Al Capone ze słowami ‘Nawet nie wiem, przy której ulicy znajduje się Kanada’. To był dopiero zaściankowiec!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz